sobota, 29 sierpnia 2015

Rozstanie- początek lepszego życia czy jego koniec?

Witajcie

Otóż jakiś czas temu rozstałam się z człowiekiem, który był przez 1,5 roku całym moim światem. Wszystko miało przebiegać w miarę spokojnie, ale się nie udało. Było burzliwie i zakończyło się niechęcią do utrzymywania jakiegokolwiek kontaktu w przyszłości.

Ale mniejsza o moją sprawę. Chyba nie ma człowieka, który nie przeżyłby rozstania. Chyba, że ma już dawno na oku kogoś innego i jest to dla niego wygodna opcja. Szukałam w internecie wiele porad jak sobie poradzić z tym wszystkim, z tymi uczuciami które towarzyszą tak gwałtownej zmianie w życiu. Wszędzie znajdowałam te same porady:

- spotykaj się z przyjaciółmi
- uprawiaj sport
- zadbaj o siebie
- wróć do przyjemności na które wcześniej nie miałaś czasu
itp.

Nie wiem czy rozstanie wygląda u każdego tak samo, ale nie potrafię nawet określić uczuć które wtedy mną sterowały. Ból i żal, że to wszystko się już skończyło, że te piękne chwile się już nie powtórzą, że być może straciłam coś co mogło trwać przez całe życie i dać mi szczęście. Za chwilę złość, o to, że przecież nie popełniłam takiego błędu żeby mnie zostawiać, że obje strony powinny chcieć walczyć o związek a nie tylko stawiać na swoim, że dałam się tak oszukać i uwierzyłam drugiemu człowiekowi tak bezgranicznie, że zatraciłam w tym siebie. Raz na jakiś czas dochodził do głosu zdrowy rozsądek który mówił mi, że dobrze się stało, bo nie rozstałam się z kimś z powodu głupoty- rozrzucanych skarpetek po podłodze, niesłowności, itp. Brak szacunku i wsparcia w najważniejszych chwilach życia, nie jest małym gówienkiem do przeskoczenia.
W końcu strach, ogromny strach- człowiek boi się, że sobie sam nie poradzi, boi się przeorganizowania swojego dotychczasowego życia, zmian. Kiedyś wszystko było w miarę bezpieczne, poukładane, wspólne wyjazdy, rozwiązywanie problemów itp. Jak sobie poradzę ze swoim życiem? czy ktoś mnie jeszcze zechce?

Przechodząc do sedna sprawy? Jak można spotykać się ze znajomymi, uprawiać sport, dbać o siebie kiedy nagle cały świat Ci runął na głowę i nie masz siły się pozbierać? kiedy czujesz tak dużo w jednym momencie, że właściwie nie wiesz co czujesz?

Przechodziłam przez różne etapy swojej uczuciowej katastrofy. Złość, płacz, usprawiedliwianie drugiej osoby i pretensje do siebie- to chyba przechodziłam najdłużej, w końcu zrozumienie i nadzieja.
Na początku byłam wściekła, że ktoś mnie potraktował w ten sposób, kiedy naprawdę nie było powodu i wzajemności w tym. Nie mogłam zrozumieć, że tak długo byłam z kimś kogo praktycznie nie znałam. Ten etap jednak u mnie trwał bardzo krótko.

Mówi się, że jak człowiek ma miękkie serce to musi mieć twardą dupę. Racja. Ja z tym moim miękkim sercem, po tym wszystkim doszukiwałam się winy w sobie. Co mogłabym zrobić lepiej? inaczej? itp. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę, bez względu na to co bym zrobiła w tej chwili, zrobiłabym to wbrew sobie i być może byłoby lepiej na kilka tygodni, może miesięcy, ale sytuacja znów by się powtórzyła i albo musiałabym znów zrezygnować ze swoich wartości i ulec, albo postawić na swoim i przeżywać wszystko od nowa. Ten etap trwał najdłużej. Ciągle wyrzucałam coś sobie mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego jak dobrze zostałam "ułożona".

Ze zrozumieniem sytuacji ciągle mam problem, ciągle zastanawiam się dlaczego TO się stało. Nie chodzi już nawet o rozstanie, ale o sposób jaki mój związek został zakończony, O wszystko co potem musiałam przejść i ugryźć się w język, żeby nie odezwać się i nie nabluzgać na wszystko.

ciągle mam nadzieję. Już nie na powrót... ale na to, że ta druga osoba zrozumie, że też popełniła błąd i że bardzo mnie zraniła i nie żyła w przekonaniu, że wszystko to moja wina.

Wiecie co? Miałam wiele szczęścia, bo w tych trudnych chwilach byli przy mnie przyjaciele, z którymi dawno nie miałam kontaktu i moja rodzina.
Moja koleżanka poradziła mi jedno: Nie czekaj. Pożegnaj się z nim w swoim sercu, zakończ ten etap, popłacz, pokrzycz, cierp- bo trzeba to przejść. To zmniejsza ból. Przebacz jemu i sobie, powiedz "żegnaj" temu etapowi w swoim życiu i pomódl się. Pomódl się do Boga o siebie, spokój ducha, o dobrego męża, pomódl się za niego. Módl się, aż będziesz miała pewność, że tak się stanie.

tak na marginesie, moja koleżanka tak zrobiła. Miała bardzo burzliwy związek, ale w koncu zrobiła to co mi sama poradziła. W Kościele płakała, modliła się i płakała. Powiedziała, że po wyjściu ze Świątyni, czuła, ze ma to z Bogiem załatwione. że będzie miała najlepszego męza na świecie, Miała wręcz pewność, że tak się stanie. I wiecie co? Za jakiś czas napisał do niej jej mężczyzna i zupełnie zmienił swoje zachowanie. Teraz jest księciem dla swojej księżniczki.

Wiem, że wiele osób teraz może pomyśleć, że jestem nawiedzona, ale mogą. Mają do tego prawo. Prawda jest taka, że nigdy nie byłam blisko z Bogiem. Owszem modliłam się jak czegoś potrzebowałam, obiecywałam poprawę i chyba On mi zawsze uwierzył. Potem jednak znów się zmieniałam... Aż do teraz. Naprawdę posłuchałam mojej przyjaciółki i zaczęłam się modlić. Wybaczyłam mojej byłej drugiej połowie ( nie zapomniałam tego, ale wybaczyłam) i zaczęłam się modlić o siebie i o niego. I daje Bogu wolną rękę. Sam zdecyduje kto jest dla mnie najlepszy. Jeżeli będzie to mój były, to stanie się coś co wszystko naprawi, jeżeli nie, to tez dobrze, bo wiem, że wszystko dzieje się w jakimś celu. I bez względu na to co się stało, jak się skończyło. przeżyłam piękne chwile, zaręczyny, seks, mam super wspomnienia i na tym się będę skupiać. To co złe zostawiam za sobą i idę dalej...

Bóg to najważniejsza pomoc w tej sprawie. Mogę przysiąc z ręką na sercu że faktycznie najbardziej pomogło mi to ukoić ból.
Druga sprawa to właśnie przyjaciele, którzy poświęcali mi czas i pocieszali oraz rodzina.
Wyjechałam na tydzień do kuzynki, zmieniłam otoczenie, długo z nią rozmawiałam i dzień po dniu przechodziłam oświecenie. Coraz większy spokój był we mnie.

Więc jeżeli mogę komuś doradzić na podstawie własnych doświadczeń.

- przebolej, popłacz, wykrzycz swoją złość, zdaj sobie sprawę z tego co czujesz i najlepsze- zapisz to. Przelej na papier konkrety- co czujesz i dlaczego, jak to na Ciebie działa. Takie pisanie poukłada Ci w głowie i łatwiej będzie Ci się z tym uporać.

- jak już przebolejesz i przepłaczesz, zastanów się na zimno, obiektywnie, czy to co się stało jest z Twojej winy i czy druga strona starała się naprawdę coś zmienić i polepszyć Wasze relacje. Jeżeli po prostu się poddała to daj sobie spokój. Kobiety, jest jedna podstawowa prawda- choćby mury srały a skały pękały facet znajdzie sposób! I taka jest prawda. Chyba, że jest to Twoja wina. Zdradziłas/es? Zastanów się czemu. Wszystko dzieję się po coś. Jest skutkiem, nie przyczyną. W końcu zastanówcie się czy to o co się pokłociliście jest naprawdę tego warte? Bo przyzwyczajenia można zmienić. Jednak człowieka przewartościować się nie da.

- Pomódl się i wybacz mu/jej. To naprawdę dużo daje. Możesz wtedy pójść naprzód. Nie żyjesz już złością, żalem i nadzieją że może wróci. Jeżeli będzie chciał wrócić i zrozumie swój bład to wróci. Jeśli nie to przestań się zastanawiać i zacznij żyć. Jest wielu wspaniałych ludzi wokół Ciebie, bez sensu jest zamartwiać się tym czemu ta jedna Ciebie nie chce lub nie może zaakceptować.

- nie pchaj się w nowe związki, To najgorsze co można teraz zrobić. Obserwując moich znajomych wiem, że szukanie kogoś na siłe, kończy się nieszczęściem.

- wyjedź do rodziny/ przyjaciół na jakiś czas, przegadaj z nimi sprawę. I pod żadnym pozorem NIE POZWÓL SOBIE NAPISAĆ DO DRUGIEJ OSOBY!!! koniec z obelgami, z braniem winy na siebie itp. Dopóki naprawdę nie poczujesz się na siłach i nie spojrzysz obiektywnie na sprawę, masz zakaz jakiegokolwiek pisania do niej/niego! nie tylko się poniżysz, ale albo skończy się to kolejną kłotnią, albo on/ona CI nie odpisze więc poczujesz się jeszcze gorzej. Ja miałam wiele momentów kiedy chciałam to zrobić, ale cieszę się ze mi nie pozwolono.

- Zdaj sobie sprawę z tego, że skoro dawalaś sobie radę przed związkiem to teraz też dasz sobie radę. Potrafiłaś/eś tyle czasu żyć samotnie i być w miarę zadowolonym ze swojego życia to teraz też Ci się uda! koniec gadania, że teraz Twoje zycie nie ma sensu. MA! rozwijaj się dalej. Zapisz się na siłownie, dodatkowy język, spotykaj się z ludźmi. To najlepsze lekarstwo na samotność ;)

- ZAWSZE dbaj o przyjaciół i rodzinę. Bez względu na to jak wspaniały będzie Twoj związek. Nigdy z nich nie rezygnuj bo mogą zostać Ci tylko oni....

Mam nadzieję, że komuś ten wpis pomoże :))


Translate